1998 | Oceania irenejska | » RSTK, Gorzów, 57 s. | |
2003 | Naga rzeka | » WAG Arsenał, Gorzów, 62 s. | |
2008 | Złota cisza poety | WAG Arsenał, Gorzów, 63 s. | |
2011 | Przyłapana na istnieniu | Pro Libris, Zielona Góra, 61 s. | |
2017 | Córka wiatrów | Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 91 s. | |
2019 | Śpiewam ciszę | Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 122 s. | |
2021 | Przepraszam za wiersze | Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 157 s. | |
2022 | Obroty ciała nijakiego | Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 103 s. | |
2023 | Irkacyki i wiersze | Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 73 s. |
![]() |
![]() |
![]() |
Oceania irenejska (1998) |
Złota cisza poety (2008) |
Przyłapana na istnieniu (2011) |
![]() |
![]() |
![]() |
Córka wiatrów (2017) |
Śpiewam ciszę (2019) |
Przepraszam za wiersze (2021) |
![]() |
||
Obroty ciała nijakiego (2022) |
Atramentowy świt...
Zakwitł wielotysięczny świt mojego pisania. Atramentowo rozkwitł na białym papierze myśli. W jasności, wstającego z pogiętej pościeli dnia, na białą chmurę kartki osypują się wielomilionowe drobinki wyobraźni. Chcę je szybciutko zapisać. Tak się dzieje, że w istocie mojego trwania nie istnieje żaden stan posiadania, nie mam nic, co by było moje, od wewnątrz i na zewnątrz. Materialnie nie posiadam - nawet siebie. Jestem maleńka, krucha istota. Wobec nieskończoności jestem pyłem czyjegoś chcenia, li tylko chcenia. Gdyby powietrze we mnie nie skamlało, mogłabym tak właściwie, już nie istnieć. Nie z tego świata jestem, a jednak ten świat, dla jakiś celów, nie wiadomych mi, objął mnie w swoje posiadanie. Siedzę skulona, okutana twórczą ciszą, a on mnie kusi, łapie mnie. Prosi, zaprasza do tańca – słów wrażliwych. Uporczywie mu się wymykam. A jednak on... – bierze nade mną górę. Zaprasza mnie do stołu z okruszkami idei. Taka jest tego świata makro-biesiada, z udziałem mojej mikrej istoty. Takie jest moje nagłe spotkanie z makrokosmosem serca i rozumnych myśli. Taki jest taniec Boga, Jego zaproszenie, właśnie mnie - do tańca wirujących cieni. To w takim tańcu cienistym, zdematerializowanym – Bóg z niczego stworzył wszystko, przeogromny świat. Kiedy na końcu zabrakło mu człowieka podczas makro-biesiady zakrzyknął gromko: Człowieku stań się! Powietrze wtedy, zasyczało, zabulgotało. Z mgielnych oparów wyszedł człowiek. Człowieku, rozumną istotą stań się! Wtedy nad głową człowieka zajaśniało Słońce Myśli. Ten stan napowietrznej, światłem nasyconej duszy nie wytrwał długo. Zerwał się wicher wielki, pomarszczył chmury, pogiął nimbusy, cumulusy. Z tego spadł wielki deszcz. Poeta-Bóg, Bóg-Poeta rozdeszczył się, rozpłakał. Zmienił ból istnienia i tworzenia we łzy, a deszcz łez zamienił w krople pisania. I w ten sposób atrament stał się błękitną krwią wszystkich ksiąg. (Irena Zielińska: "Przyłapana na istnieniu" 2011) |
Wariacja na eschatologiczny temat Nareszcie, nie boję się umierania, moja twarz spokojna, to śmieszne, leżę na katafalku, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, jak średniowieczny rycerz, w kościele zimno, ostatni raz pociągają za sznurek i w ołtarzu, jak w teatrze, zmienia się obraz płaczącej Madonny, pochylona nade mną uśmiecha się, w kolorowych chustach narzuconych na rozczochrane głowy baby śpiewają ostatni hit Johna Lennona, z zadymionego nieba mży zeszłorocznym śniegiem, w kościele zimno jak diabli, okazuje się, że zamiast sufitu pijani dekarze wywiercili otwór, którym, czym prędzej chciałabym uciec ale zęboostre, naczupirzone babsztyle zatrzymują mnie, słychać ich wycie, do wtóru organiście nieziemsko fałszują, od spodu Lennon zwija się ze złości ceremonia trwa... wreszcie cichną podchodzą do księdza, kładzie im na język placek komunijny, przedtem wydziera z nich najskrytsze tajemnice, całują jego ręce w kościele zimno nagle szast prast, dziura rozszerza się, och jakie to śmieszne, że baby tą dziurą zwiewają kuśtykają przez szeleszczące zaspy chmur ja też... przez emalię płonącej skorupy nieba odpryskuję w kosmos…… (Irena Zielińska: "Przyłapana na istnieniu" 2011) |
Żyjemy Żyjemy i to jest szczególny zbieg okoliczności tak jak szczęśliwym trafem zbiegają się zwierzęta w cyrku na środek areny tak jak z łona matki rodzącej na wysokich tonach wyłania się krzyk dziecka pierwotny i pierwszy Żyjemy w epoce gdy nasz stos pacierzowy nie jest zagrożony stosem inkwizycji ale możemy zawsze liczyć na nieobliczalność stosów atomowych Żyjemy do odstrzału ażeby w ostateczności ożywić zarys tarczy strzelniczej i odbyć spacer od córki do matki od syna do ojca od dziecka do starca od źródła do ujścia od złudzeń do faktów od zwątpienia do wiary od strategii do idei O, ileż to razy – ja sama – wygrywałam w grze w kostkę – Stawkę o Życie A przecież mogłam wcale się nie urodzić Mogłam nie targać Matki jak Lampy Alladyna za klosz Jej jasnej spódnicy Nikt by mi wtedy nie rozświetlił drogi i nie przychylił nieba do ziemi Nie byłoby Oczekiwania na wielkie zbliżenie do Twarzy Istnienia (Irena Zielińska: "Almanach Związku Literatów Polskich" 2015) |
Wybór: Irena Zielińska |
![]() |
![]() |
![]() |
Szarotka | Replika do Córki Wiatrów | Indyjski Obraz |
![]() |
Anna Maria Adamiak Zaczekaj na dotyk... (2014) płyta CD z tekstami I. Zielińskiej |