PIECHOCKI Zygmunt Marek [1947- ]
TWÓRCZOŚĆ
1998ZaistniałemMagnum, Gorzów, 60 s.
200654 wiersze bez cenzusuWyd. A.W.R Thewsart, 58 s.
2006Moje herezjeGorzów, 47 s.[1]
2008Zapiski klasztorneGorzów, 16 s.[1]
2009SytuacjeSonar, Gorzów, 88 s.
2010Listy hipotetyczneSonar, Gorzów, 165 s.
2012W pobliżu rozumieniawyd. autorskie, Gorzów, 87 s.
2013Powrót Melanii Fogelbaumwyd. autorskie, Gorzów, 73 s.
2014Czerpnie z pustki. Poezje wybrane» WiMBP, Gorzów, 168 s.
2014Pojednanie» ZLP, Gorzów, 31 s.[2]
2014PretekstySonar, Gorzów, 45 s.
2015Ad libitumwyd. autorskie, Gorzów, 31 s.
2017Przedstawieniawyd. autorskie, Gorzów, 34 s.
Przypisy: [1] - wydawcy nie podano; [2] - w tece pt.: Portfel z wierszami Poetów Okrągłego Stołu
Sytuacje
(2009)
Listy hipotetyczne
(2010)
W pobliżu rozumienia
(2012)
Powrót Melanii Fogelbaum
(2013)
Czerpnie z pustki. Poezje wybrane
(2014)
Preteksty
(2014)
Ad Libitum
(2015)
Przedstawienia
(2017)

* * *

Podaję siebie
strofami
słowami
oczami
jak dłonią otwartą chleb

Każdemu który zechce

Prośba do wiatru
(tekst inspirowany)

Przytul mnie i zabierz
unieś w mglistych ramionach
tak bym nie odczuwał przestrzeni
do miejsc gdzie nie poczuję życia
gdzie nic
nikt

Czekanie namiotów z tlenem
lekkość świateł

(Zygmunt Marek Piechocki: "Sytuacje" 2009)

Przychodzę do ciebie z poematem symfonicznym
Finlandia Jeana Sibeliusa
bo chciałbym żeby było jak w Kalevali

Ośnieżone przestrzenie
Leminenkainen powozi
mkniemy na północ

Czeka Pani na Pohjoli

Pod okapami suszone ryby
ogień w saunie

Po drugiej stronie zamarzniętego jeziora światełko
ktoś tam czuwa

Jak my teraz
przy tym zapalonym ognisku
wtuleni w ciszę
Pani Kasi Winkiewicz - wiolonczelistce

Przychodzę do ciebie z V Symfonią A –dur Op.67 Ludwiga van Beethovena
g, g, g, es/f, f, f, d
gdzieś czytałem że to osiem najważniejszych nut Wiedeńczyka

So pocht das Schicksal an die Pforte
Tak oto los puka do drzwi
Ale nie wszyscy wierzą Antonowi Schindlerowi
który ponoć zapisał te słowa kompozytora
– nie zmienia to faktu, że motyw losu
już na zawsze przylgnął do piątej

I kiedy jej słucham widzę podkradający się cień

Staje przed drzwiami
przede mną
za mną
przenika
wywołuje ciarki

Bo jeśli los to myślę nieszczęście

Przecież nie zawsze
Bo modlę się i liczę na łaskawy

Kilka dni wstecz ostatni dzień roku 2014

Życzenia sztuczne ognie wybuchy petard
radość obejmowania się śmiechy
alkohol
Charles Bukowski napisał
witanie Nowego Roku zawsze mnie przeraża
Mnie także
Co niesie za sobą
przed sobą
w sobie
o jakich tajemnicach będę wiedział za rok

Jeśli przeżyję
Pani Monice Wolińskiej – dyrygentce

Przychodzę do ciebie z poematem symfonicznym
Nevermore Eugeniusza Morawskiego bo i mi
niezwykle żałośnie w te dni ostatnie

Może bajronicznie
może strasznie

Jak wtedy tamtemu mężczyźnie z wiersza Edgara Allana Poego

Otworzyłem. I wnet potem
Szumnym, pewnym, równym lotem
Czarnopióry kruk wspaniały
Prosto ku mnie leciał już.
Ni się wstrzymał, ani zbaczał,
Ku drzwi moich lot zataczał
Gdzie u góry biust Pallady
Jak domowy świeci stróż.
Na Pallady posąg biały
Wzleciał kruk wspaniały
Czarnopióry demon burz…


Na każde zdanie człowieka obolałego śmiercią ukochanej
odkrakiwał nevermore nevermore nevermore
nigdy już nigdy już nigdy już


Zamykał przestrzeń przyszłości
odmawiał marzeniom ziszczenia
nadziei zabierał złudzenia

. . .

Nevermore zagubiony w czeluściach pożogi
ostatniej wojny światowej nie miał być zagrany

A jednak nie nigdy już

Bo przecież siedzę pośrodku piątego rzędu
w Filharmonii Gorzowskiej
Pani Dyrygentka wznosi batutę –
napoczyna misterium opowiadania żalu
który wcześniej czytałem w zasmuconych oczach
Eugeniusza na sepiowej fotografii

Koda w f – moll z dookreślonym sposobem wykonania

Piangendo

(Zygmunt Marek Piechocki: "Ad Libitum" 2015)

Piaskownica

Piszę wiersz. Piszę wiersz o pustyni. Rozciąga się
przed frontem domu. Widzę ją zza szyb.

Ktoś w sąsiedztwie gra na gitarze basowej.
Drżą ściany. Może, jak w Jerycho – runą.

Nie trzeba wiele. Wystarczy postanowienie.
Wybieram opcję pt. opuszczenie.

Bez biletu, benzyny w baku. Dopompowuję
koła w rowerze. Koła? Dętki opatulone oponami.
Rozmiar 2,25 x 26. Kto się zna – rozumie.
Mogę jechać duktami lasów bez trwogi.

Serce spokojne. Pustynia została. Ani nie dogoni
ani nie ruszy z miejsca. 13,5 kilometra. Śpiewają ptaki.

Piszę wiersz. Piszę wiersz o pustyni. Jej mieszkańcach.
Tak, tak! Niektórych: Marek, nie błaznuj.
O nie, nie będziesz lansował się na Lamusie.
Mały człowiek to i mały samochód.

Fakt. Był niewielki. Suzuki Splash.

Piętrzą się wydmy. Nocami bluesy.
Beth Hart i Joe Bonamassa.

Szum morza. Piasek skrzypi pod stopami.
Buduję zamek. To raczej warownia.
Wieże. Blanki. Z księciem Z. zagram w szachy.

Nie dociekam już syndromu pustyni.

Laufer.

Moja astronomia

Pełnia. Szczekają zajadle albo wyją.
Ognisko. Leżak. Zapatrzenie się. Płomienie hipnotyzują.
Milczę. A ty mówisz: wiesz, że jak patrzymy teraz
na gwiazdy, to jeszcze nas nie ma.
Nie rozumiem,
bo widzę Wielki Wóz. Mgławicę Andromedy.

Benatnash - ostatnia gwiazda dyszla Wozu. Światło
od niej biegnie na Ziemię osiemset piętnaście lat.

Rok 1202. Nie ma mnie, ciebie. Tego lasu.
13 marca zmarł książę Mieszko Stary.

Dwa ogniki kiedy się zaciągają. Piotr i Leszek.
Nikt nic nie mówi. Przestałem dokładać do ognia.
Podmuchy nocnego wiatru rozniecają iskry z żaru.
W lesie jakieś szmery. Puchacz ogłasza północ.

Twarz księżyca. Stacja orbitalna.
Droga Mleczna. Warkocz Bereniki.

Lubię, jak swoje włosy upinasz w dobierany.

(Zygmunt Marek Piechocki: "Przedstawienia" 2017)

Możecie już stąd odejść
Zostawcie mi tylko niezbędniki
Papier
Atrament
Pióro

(Kazimierz Furman, pierwszy wers
wiersza bez tytułu z tomu Niedomówienia)

Niewiele Kaziu chciałeś, niewiele.
Ale może starczyłoby by żyć godnie,
w miarę godnie?
Ciekawe, że nie wymieniłeś piwa,
którego szklanice wychylałeś
niekiedy za moje złotówki.

Ja to bym jeszcze chciał
słój z liśćmi melisy.
Ich napar na poranne troski,
na tak potrzebną spokojność.

A może, Kazimierzu, wystarczy, że odejdą,
zostawią?
Pójdziemy sobie środkiem pola w dojrzałym jęczmieniu.
Może powiesz:
– Marek, kurczę, ale piwa by z niego uwarzył!

Ale nie, tak nie będzie.
Oni nie pójdą sobie,
będą tu zawsze
i stale w pobliżu nas.

Barbarzyńcy –
– jak ci od Coetzee’go.
Im ani papier, ani atrament, ani pióro,
ani melisa.

Nawet piwo.

Ktoś biegł tą uliczką przed nami, miał jak my wzrok zdjęty uczuciem;

(Kamil Kwidziński, pierwszy wers wiersza
Jotunheim z tomu Conan i Coco)

Zawsze tak jest, drogi Kamilu, że ktoś był przed nami,
gdziekolwiek staniemy stopą.

Nie wiem –
– może nawet myślą.

Więc zapewne i tamtą uliczką norweskiego miasteczka,
gdzie byłeś ze swoją Coco,
ktoś biegł ze wzrokiem zdjętym uczuciem.

Jeśli uszedł z Jotunheim, było to uczucie strachu.

Nie mogło być inne.
Wszak z chłodu świata olbrzymów
wrogich ludziom i bogom ta ucieczka.

Rozważam Jotunheim.

Nadaję tę nazwę wielu miejscom, które znam
i uciekam w panice, nawet jeśli tam nie jestem.

Nadaję to imię wielu
Ach, nie!
Wszak i na nich czekają żałobne łodzie
z palącymi się pochodniami czasu.

oswój dla mnie starość
naucz podchodzić ją blisko


(Teresa Rudowicz, dwa pierwsze wersy
wiersza Jadeit z tomu Korzeń werbeny)

Najpierw i zanim – zakoleguj się z nią.
Podejdź znanymi sobie sposobami,
uczyń sobie przyjazną,
może nawet wierną.
Nie płosz.
Wtedy, jeśli nawet zapłonie,
nie spopieli.
Zostawi na trochę, na potem.

Wiem,
oswajanie trwa
i trzeba je wcześnie zacząć.
Najlepiej w czas kiedy jeszcze
nic nie wiesz o gasnącym nagle świetle,
o jego odmowie.

Zrób to dla mnie.
Załóż kaganiec nawet myślom,
metrykę odłóż w tył szuflady.

-----------------------------------------

Zrobię to dla ciebie.
Założę kaganiec nawet myślom,
metrykę odłożę w tył szuflady.

Czekaj mnie o każdej porze dnia,
Nocy.

Przyjdę.
Tuż obok mnie ona.

I zapach świerku

(Zygmunt Marek Piechocki: "Preteksty" 2014)

Czekanie na deszcz

Upał. Zmienianie koszul. Pobliskie wzgórza świecą
łachami wypalonej trawy. Mówisz, że w tamtym kraju
niewiele zieleni. Opowiadasz o zaklinaczach węży i jak siedzą
w pyle ulic. Pungi i wąż pozwalają przetrwać. Miałeś dosyć
ostrych dźwięków. Odtwarzam więc koncert - na fortepianie
Lodovico Einaudi. Jak motyl. A ty znowu o wężach. Wycinam
z kolorowych gazet fotografie zwierząt. Słoń, nosorożec, żyrafa.
Nie znalazłam Jednorożca i Pegaza.

Zasnąłeś. Popiół spada na podłogę. Zbliża się wieczór.
Powietrze bardziej rześkie. Dalej drzemiesz w fotelu. Czytam.
Laurent Gaudé „Smierć króla Tsongora”. Więc wojna. Massaba płonie.

Tykanie zegara. Weranda. Rdest Auberta wspina się do krokwi.
Odgłosy burzy. Liczę sekundy. Dziewięć. Budzisz się. Zapalasz papierosa.
Czekamy, jak tamci w Massabie.

Friedhof

Szukanie inspiracji. Kartkowanie klasyków.
Walt Whitman, Czesław Miłosz,
Tadeusz Różewicz, Konstandinos Kawafis,
Zbigniew Herbert, Filip Larkin.

Idziesz ziemią ledwie pamiętaną. Więc tak to jest.

Ktoś po drugiej stronie wsi gra na akordeonie.
Śpiewają ptaki. Zielenią modrzewie.
Jaszczurka na kamieniu. Taki czas. Miejsce.

Tuż obok, pod bukami, w proch obrócone
pokolenia. Zatarte napisy w obcym języku.

Wstępowanie w spokój.

Ścieżka w bluszczach, mieszanym lesie. Fotosynteza.
Olejki eteryczne. Poniżej jezioro. Zapach dzieciństwa,
wspomnienie - budowanie tratew z trzcin i tataraku.

A tymczasem Czesław Miłosz strofuje Filipa Larkina:

…Ja też pamiętam, żałobny Larkinie,
Że śmierć nikogo z żywych nie ominie,
Nie jest to jednak temat odpowiedni
Ani dla ody, ani dla elegii.


Wracam. Promienie przeciskają się przez liście.
Pająk tka pułapkę..

(Wers czwarty - cytat z wiersza Czesława Miłosza pt. „Zapomnij”, zacytowałem również tego Poety ostatnią strofę wiersza „Przeciwko poezji Filipa Larkina”. Oba teksty z tomiku „To” z roku 2000.)

W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski
(cytat z piosenki Marka Grechuty)

Płynę. Ramiona rozgarniają wodę. Jeden brzeg
się oddala, drugi przybliża. Pode mną dwadzieścia trzy metry.
Michał - brat, w Blue Hole, zszedł na 150.

Nie. Nigdy nie nurkowałem. Strach - rodzaj klaustrofobii.
Przestrzeń zamknięta z każdej strony. Obca. Im głębiej, tym
zimniejsza, tracąca przejrzystość. W końcu zostajesz sam.
Ciemność. W niebieskim chłodzie. Witanie przodków.

A powyżej lustro jeziora. Na nim niebo, obłoki, słońce i ptak.
Orzeł bielik z pobliskich Markowych Błot.

(Zygmunt Marek Piechocki: "Przedstawienia" 2017)